Jak widać, nie zachowaliśmy najprzyjemniejszych wspomnień z przejazdu przez Bułgarię. Jedynie góry, które podziwialiśmy przez okna kabiny były niezmiennie piękne, jak wszędzie.
Na wstępie przeraziły nas gigantyczne korki, w których ugrzęźliśmy w połowie trasy. Sytuacja była w zasadzie bez wyjścia, staliśmy w długaśnej kolumnie TIRów i właściwie nie przejeżdżal obok nas żaden samochód osobowy, do którego moglibyśmy się przesiąść. Zresztą, już wtedy zaczęliśmy mieć skrupuły by pozstawić naszych nowych arkadaszów w ten sposób. Oni naprawdę na swój sposób bardzo się starali uprzyjemnić nam czas oczekiwania zapraszając nas po kolei do swojej kabiny, gdzie obdarowywali nas drobnymi upominkami, puszczali turecka muze i częstowali herbatą i łakociami. To wszystko robili tak spontanicznie i z tak wielką serdecznoscią, że nie sposób było nie odwzajemniać ich sympatii.
Zbliżając się do granicy zatrzymaliśmy się przy małym zajeździe, by wziąć prysznic. Wpierw poszedł Apo, zostawiając TIRa wraz z całym swoim dobytkiem pod naszą opieką. Nie chcąc dodatkowo wydłużać postoju, zebraliśmy się szybko, zamknęliśmy kabinę i poszliśmy dołączyć się do niego. I tu... niespodzianka. Otworzyliśmy drzwi do kabiny prysznica i naszym oczom ukazała się czarna, ruszająca się masa olbrzymich, wypasionych karaluchów. Były one wszędzie, na ścianach, suficie, ale największe wrażenie wywarła na nas ruszająca się wręcz podłoga, usłana tym robactwem. Podczas naszej podróży po Turcji, Iranie i Gruzji nie raz jeszcze spotykaliśmy się, delikatnie mówiąc, z brakiem zachowania higieny w sanitariatach, ale ten prysznic w Bułgarii zdecydowanie bije wszelkie rekordy plasując się tym samym na pierwszym miejscu wśród totalnie odpychających miejsc. Prysznicu oczywiście nie wzięliśmy, mimo ze Apo nas zapewniał, że w kabinie obok gdzie się kąpał, w ogóle ich nie było. Tym razem jego ?problem nikst? nie było dla nas zbyt przekonujące...
W zwiazku z tym, ku naszemu zaskoczeniu, zatrzymał się specjalnie dla nas przy kolejnym zajeździe, byśmy mogli się wykąpac. I tak czyści i pachnący dojechaliśmy do granicy z Turcją.
Radość nasza jednak szybko wygasła, gdy na wstępiebyło widać, że czeka nas znów całonocne oczekiwanie w TIRze. I znów zastanawialiśmy się, czy czasem nie pożegnać się z naszymi kompanami podroży, tym bardziej, że tym razem mogliśmy przebierać w modelach samochodów osobowych stojących na granicy. Ale i tym razem nasze skrupuły wzięły górę. Zostaliśmy z Apo. Tym bardziej, że mieliśmy jeszcze świeże wspomnienie jego zawracania się ponad 20 kilometrów w trasie, gdy dowiedział się, że zostawiłam okulary przeciwsłoneczne pod prysznicem...
Tym samym staliśmy się świadkami wymuszeń finansowych, których dopuszczają się funkcjonariusze bułgarscy na granicy wobec kierowców TIRów. Po załatwieniu wszystkich formalności, do samochodów mających wjechać na teren granicy podchodzi jeden z urzedników i pobiera ?myto? w wysokosci 5 euro. Niby niedużo, ale po pierwsze robi to bezprawnie, a po drugie zważywszy na ilość TIRów, podczas takiej jednej nocy z pewnością zbiera więcej niż wynosi jego miesięczna pensja.
Podobnym zaskoczeniem dla nas była wpadka naszego kierowcy, który jak sie okazało, próbował przemycić benzynę do Turcji, gdzie jak wiadomo, jest ona bardzo droga. Niestety tym razem sie jemu nie udało i musial zapłacić tysiąc euro, które poszło do kieszeni kolejnego z funkcjonariuszy. I tak interes na granicy sie kręci.