Pobudka, zwijanie namiotu, wspolne sniadanie z naszym krudyjskim arkadaszem i schodzimy z grupa w dol. Przy zejsciu zaliczylam trzy upadki na kolana... Nigdy wczesniej ani nigdy pozniej nie przytrafilo sie mi cos podobnego ? widocznie na swoj sposob przezywalam zdobycie tej biblijnej gory... :)
Od polowy drogi mielismy tylko jedno zmartwienie ? czy idac tym szlakiem natrafimy na ta sama droge, gdzie pozostawilismy wsrod skal nasz depozyt. Odnalezlismy go bez problemu. Na wysokosci 2500 m n.p.m. nasza grupa wsiadla do samochodow, ktore tam juz na nich czekaly, a my z Romkiem podziwiajac rozlegle widoki powolutku schodzilismy w dol.
W pewnym momencie slyszymy znajome ?Hello! Hello! Money!? Ciarki nam przeszly po plecach... Tylko nie to. A juz bylo tak milo.. Okazalo sie jednak, ze byly to male, kurdyjskie dziewczynki, ktore chcialy nam sprzedac wianki z polnych kwiatow lub recznej roboty pacynki. Byly urocze. Zatrzymalismy sie i dalismy kilka z malych pluszakow, ktore zabralismy z Polski wlasnie m.in. na takie okazje. Byly zachwycone. Oczywiscie zaraz przeszly na pytania o pieniadze, krem do twarzy lub cokolwiek innego, co mozemy im jeszcze dac. W dodatku dolaczyly do nich ich starsze siostry, mama oraz brat... Na szczescie zadowolili sie uczestniczeniem w malej sesji zdjeciowej. Przyznac zreszta nalezy, ze robili to z duza radoscia i wdziekiem, co zreszta widac na zdjeciach.Na pozegnanie podarowali nam wlasnie taka recznie zrobiona pacynke i sliczny wianek, ktory ozdabial moj slomiany kapelusik do konca wyprawy.
Po drodze zatrzymal sie przy nas jeden z tutejszych jeepow i zabral nas do drogi wiodacej do granicy z Iranem. Tam wysiedlismy. Jednak w celu wybrania pieniedzy z bankomatu, gdyz w Iranie honorowane sa jedynie iranskie karty kredytowe, udalismy sie ponownie do Dogubayazit. Na miejscu szybka wizyta w banku, zgranie zdjec na plytki CD w miejscowej kafejce internetowej i... niezapomniany kebab w przemilej restauracji mieszczacej sie nieopodal glownego skrzyzowania ulic. Nastepnie busikiem do granicy z Iranem, tym razem bez zadnego targowania sie i zadnych dziwnych ukladow.
W busiku poznalismy dwie rozesmianane Iranki, z ktorymi umowilismy sie, ze wspolnie wynajmiemy taksowke do Maku, miejscowosci lezacej niedaleko granicy z Iranem, gdyz ze wzgledu na pozna pore podobno nie bylo juz zadnych autobusow. Jak sie pozniej okazalo wlascicielem taksowki byl jeden z Iranczykow jadacych z nami. Nie wiedzilismy jeszcze wowczas jak duzy wplyw na nasze wspomnienia z pobytu w Iranie odegraja te dwie kobiety, ale o tym na dalszych stronach Geoblogu...
Noc. Granica Turcji z Iranem. Jedynymi osobami chcacymi o tej porze ja przekroczyc bylismy my i nowo poznana trojka Iranczykow. Czekalismy dosc dlugo na wpuszczenie nas przez ogromne kraty do tego perskiego panstwa i nareszcie ? Iran stanal przed nami otworem...