Wstaliśmy dość wcześnie i od razu wybraliśmy się na poranne zwiedzanie miasta w drodze nad jezioro Van. Była to sobota, więc wszystkie banki oraz większość sklepów była zamknięta. Miasto diametralnie zmieniło swój charakter ? z tętniącej życiem jeszcze poprzedniego wieczora ?metropolii? zmieniło się w typowe, ciche, małe, prowincjonalne miasteczko.
Ślubny korowód podążający ulicami miasta, poczęstunek herbatą wszędzie i zawsze, białe koty z Van, pierwsze kobiety w czadorach uchwycone obiektywami naszych aparatów i lody - ?gumowe? lody z Van. Nigdzie indziej już takich lodów nie udało nam się znaleźć. Były to przepyszne, pistacjowo-waniliowe lody, maczane w gorącej czekoladzie i posypane orzeszkami pistacjowymi. Samo nakładanie ich bardzo długą, metalową packą przeradzało się w prawdziwe przedstawienie. Ale najdziwniejsza a zarazem najsmakowitsza była ich specyficzna, gumowa konsystencja ? polecamy!
Aby dotrzeć do jeziora Van z centrum miasta najlepiej wziąć busik (ich postój znajduje się naprzeciwko Otelu Sehrivan), bądź łapać okazję. Wbrew temu, co się powszechnie mówi, we wschodniej Turcji bardzo łatwo jest złapać stopa. W dodatku Kurdowie to bardzo życzliwi i otwarci ludzie, chętnie nawiązujący nowe znajomości.
Jezioro Van jest bardzo ładne, o uderzającym, lazurowym kolorze, lecz jego brzegi od strony miasta są bardzo zaśmiecone. Planując wyprawę w tamte rejony zdecydowanie lepiej jest wybrać się nad jezioro z dala od miasta. My sami, skuszeni przejrzystością wody oraz piękną linią brzegową, obiecaliśmy sobie jeszcze kiedyś tam wrócić...
Ponieważ dojazd do Turcji zabrał nam dużo więcej czasu niż planowaliśmy, zrezygnowaliśmy z aklimatyzacyjnego wejścia na Suphan Dagi i po południu udaliśmy się busem do Dogubayazit.