Geoblog.pl    izzy    Podróże    3x5000 m n.p.m. - czyli sladem pieciotysiecznych wygaslych wulkanow    KRAKOWSKA AFERA ZE SZCZEPIONKAMI
Zwiń mapę
2006
22
lip

KRAKOWSKA AFERA ZE SZCZEPIONKAMI

 
Polska
Polska, Kraków
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 257 km
 
Ten dzień od początku zapowiadał się burzliwie. Romek rozpoczął go poranną akcją błyskawicznego odebrania szczepionek od naszego sponsora EXPRESS APTEKI we Wrocławiu, ja od ?drobnych? zakupów, równie błyskawicznych, w drodze na dworzec ? tj. kamery i aparatu cyfrowego. Następnie klasyczny wyścig z czasem i...udało się! Pociąg jeszcze stał na peronie.

Chwila oddechu w przedziale. Każde z nas z osobna zastanawiało się ? Jak będzie? Czy uda nam się dotrzeć do celu? Czy zdołamy zrealizować nasze plany? Czy wyruszenie w taką podróż z właściwie obcą osobą nie było zbyt ryzykowną decyzją? Czy wiele godzin i kilka nocy przegadanych na Skype przez ostatni miesiąc wystarczy, by zbudować wobec siebie nawzajem minimum zaufania, tak niezbędnego na tego typu wyjeździe sam na sam? Jak się sprawdzimy wobec trudów wędrówki? Czy będziemy dla siebie dobrymi partnerami na wyprawie? Czy...? Setki pytań zlewało się z turkotem pociągu, a właściwie zdawało się wręcz go prześcigać. A może warto po prostu zamknąć oczy i dać się ponieść temu, co przyniosą najbliższe dni...?

Wreszcie Kraków. Oboje lubimy klimat tego miejsca i właśnie dlatego wybraliśmy to miasto na nasze pierwsze spotkanie. Pierwsze 10 minut spędziliśmy w górskim sklepie POLAR SPORT ? u naszego kolejnego sponsora, gdzie uzupełniliśmy nasz wyprawowy ekwipunek.

Pozostało już teraz tylko się zaszczepić naszymi zdobycznymi szczepionkami przeciwko żółtaczce. W pobliskiej aptece obok krakowskiego rynku dzięki uprzejmości jej pracowników zostawiliśmy nasze bagaże, a następnie skierowaliśmy się do najbliższej kliniki. Liczył się czas, gdyż był to typowo letni, upalny dzień i chłodzenie szczepionek w torbie z mrożonkami mogło nie zdać przez dłuższy czas egzaminu. Zatem znów pośpiech.

Dobiegamy do wskazanej przez aptekarza kliniki i ... tu niespodzianka. Odmówili nam zaszczepienia nas. Właściwie bez wytłumaczenia. Po prostu nie i koniec. Zostaliśmy odesłani w kolejne miejsce. Tam znowu nie było podobno nikogo kompetentnego by wykonać ww. usługę. Odesłano nas ponownie. I tak kolejne dwa razy. Zdesperowani udaliśmy się na pogotowie. Zaraz przy wejściu siedziało w dyżurce dwóch młodych pielęgniarzy i popijając herbatę rozmawiali. Po raz piąty przedstawiamy naszą sytuację i prosimy o udzielenie nam pomocy. I po raz piąty słyszymy ? nie. Przyczyna? Brak czasu! To już zakrawało na farsę! Nie pomogły tłumaczenia, że jest to dla nas bardzo ważne, że właśnie wybieramy się na dość długą i odległą wyprawę i jest to ostatni moment by się zaszczepić, że jeśli nas znowu odeślą w inne miejsce, to zważywszy na temperaturę powietrza, szczepionki, które dostaliśmy mogą się zniszczyć, że miesiąc temu przyjęliśmy pierwszą dawkę i teraz drugie podanie szczepionki jest niezbędne by szczepienie to było skuteczne. Mieliśmy przy sobie wszystkie niezbędne papiery... Nie ? brak czasu. Ile może trwać wbicie igły i przystawienie stempelka do książeczki szczepień? Dwie, trzy minuty? Razy dwa to daje niecałe 6 minut! Jednak dla dwóch młodych panów z dyżurki okazało się to zbyt dużą stratą czasu. A przecież sama nasza rozmowa trwała już dużo dłużej! Romek w końcu się zdenerwował i poprosił o waciki oraz wodę utlenioną deklarując, że w takim wypadku sam nas zaszczepi będąc ratownikiem medycznym. Tego również nam odmówiono, odsyłając po raz szósty w kolejne miejsce.

Tym razem się udało. Za 30 zł zaszczepiono nas w jednej z prywatnych klinik (jej adres podamy już wkrótce w ?poradach praktycznych?). Przyznajemy jednak, że całą tą sytuacją byliśmy mocno zniesmaczeni. Poszliśmy na planty by zjeść śniadanie. Przez zawrotne tempo żadne z nas nie zdążyło zadbać o to, by zjeść poranny posiłek. Była już 17.00 i niestety to nie był jeszcze koniec niefortunnych wydarzeń tego dnia...

Godzinę później okazało się, że na naszym wyprawowym koncie założonym w ostatniej chwili na potrzeby sponsoringu nie ma w ogóle pieniędzy! Zdezorientowani zadzwoniliśmy do konsultanta banku i co się okazało ? przelewy na to konto z niektórych banków mogą potrwać do kilkunastu dni. KILKUNASTU!!! Nie mogliśmy w to uwierzyć. Chwila konsternacji ? co robić? Jechać mimo wszystko mając nadzieję, że świeżo wydana karta bankomatowa nie sprawi nam żadnych problemów za granicą, czy cierpliwie poczekać na dokonanie przelewu? Rozsądek wziął górę i postanowiliśmy poczekać. Przynajmniej do poniedziałku rano, a potem zobaczymy.

Nasz pierwszy wspólny wieczór spędziliśmy spacerując po brukowanych uliczkach Krakowa. Otuleni muzyka dobiegającą z pobliskich kafejek mogliśmy po raz pierwszy zobaczyć nasze roześmiane oczy. I tak już pozostało przez cały wyjazd ? niezależnie od niemiłych wydarzeń, zawsze wcześniej czy później zakradał się do nas uśmiech, szybko rozładowując atmosferę.

Noc spędziliśmy w pociągu do Zakopanego. Czekając na dokonanie przelewu, zawsze to już bliżej do ukochanych gór...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
izzy
Izabela Borkowska (romek przybylski)
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 20 wpisów20 5 komentarzy5 89 zdjęć89 3 pliki multimedialne3